Wewnętrzny żar

W 1988 r. Herbert Benson udał się do
Sikkimu w pobliżu Nepalu. Tam mnich
Bakar Rinpoche (na fot. po lewej) wyraził
zgodę na poddanie się badaniom
w trakcie medytacji. Pomiary wykazały
64-procentowy spadek szybkości jego
metabolizmu, co zdaniem Bensona było
najniższym poziomem kiedykolwiek
zaobserwowanym w dziejach ludzkości
TYBETAŃSCY MNISI W ZDUMIEWAJĄCY SPOSÓB POKONUJĄ OGRANICZENIA
WŁASNEGO CIAŁA. CZEGO MY MOŻEMY SIĘ OD NICH NAUCZYĆ?


Ta sesja medytacyjna nie  przypominała żadnej z tych, które tybetański  mnich odbywał do tej pory. Był uczniem w zakonie pielęgnującym nauki mędrca Naropy i musiał przebyć długi okres prób, zanim dopuszczono go do udziału w rytuale „tumo", jogi mistycznego żaru w ciele. Wcześniej rozwinął w sobie biegłą umiejętność oddechu jogicznego, niezbędną w tej dyscyplinie. Potrafił osiągać stany głębokiej medytacji i transu, praktykował też wizualizację. Ogromną ilość czasu spędził medytując samotnie na szczytach gór o wysokości przekraczającej 3 tys. m, tak jak nakazał mu jego nauczyciel - lama, który go szkolił i który przekazał
mu moc podczas ceremonii. Jak co dzień przez ostatnie sześć lat, mnich usiadł na gołej ziemi w pozycji lotosu i rozpoczął seans wizualizacji tumo. Wkrótce pogrążył się w umysłowym obrazie kwiatu lotosu, promieniejącym niczym słońce, który zawierał mistyczną sylabę ram, wibrującą w ieeo ciele.

WZRASTAJĄCY ŻAR

Funkcjonowanie organizmu mnicha monitorowane było przez całą pajęczynę dziwnych urządzeń. W okolicach lędźwi, pępka, na czole, na sutku, na palcach lewej dłoni i stopy, na lewym
przedramieniu i na lewej łydce przytwierdzone były termistory dyskowe, służące do pomiaru temperatury. Na jednym z kciuków znajdował się licznik pulsu. Nawet w odbyt, 10 cm powyżej zwieracza, wetknięta była sonda cewnikowa
mierząca temperaturę wewnątrz ciała. Plątanina kabli biegła od badanego do teletermometru szerokozakresowego, połączonego z centralnym przełącznikiem. Elektroniczne przyrządy pomiarowe mogły się mnichowi wydawać dziwaczne, jednak niczym nie zrażony wprawił się w stan transu medytacyjnego równie łatwo, jak gdyby znajdował
się sam w odludnej, górskiej okolicy. Pozwolenia na eksperyment udzielił sam Dalaj Lama, najwyższy autorytet duchowy tybetańskich buddystów, tak więc mnich wiedział, że nie ma się o co martwić. Instrumenty
naukowe zarejestrowały wzrastanie temperatury jego palców u rąk i nóg, w miarę jak medytacja osiągała dalsze stadia.

TAJEMNICZE MOCE

Relacje o podobnych zdolnościach nie są niczym nowym. Milarepa, XI-wieczny mnich, uznawany za największego w Tybecie mistrza medytacji i adepta sztuki tumo, tak opisywał swe przeżycia: „Na lśniącobiałym szczycie trwała zaciekła walka śniegu i mroźnego wiatru z mym cienkim, bawełnianym ubiorem. Sypiący na mnie śnieg topniał, tworząc potoki wody, wyjący wicher załamywał się bezsilnie na cienkiej warstwie bawełny, która okrywała me ogniste ciepło".
Już od ponad stulecia podróżnicy z Zachodu powracali z opowieściami na temat tybetańskich mnichów, którzy dysponowali nadnaturalnymi mocami. Niektórzy, w dziwnym transie, potrafili iść bez przerwy przez wiele dni, przemierzając ogromne dystanse. Inni ujawniali niewiarygodne zdolności telepatyczne i porozumiewali się między sobą mimo dużych odległości, przesyłając wiadomości „zapisane na wietrze". Jeszcze inni korzystali ze specjalnych technik medytacji w celu przetrwania lodowatej tybetańskiej zimy, znacznie zwiększając naturalną ciepłotę swego ciała. W języku tybetańskim tajemnicze słowa g tum-mo oznaczają dosłownie „dziką kobietę" i odnoszą się do matki zdecydowanej na wszystko w obronie swych dzieci. Mając w myślach ten ideał, mnisi praktykujący jogę żaru uczą się wizualizować całe gorąco wszechświata, które wypala
wszelką słabość i wytwarza ochronny, wewnętrzny płomień.

HIMALAJSKI TRENING

Jednym z pierwszych obserwatorów z Zachodu, którzy przynieśli wieści o tumo, była francuska podróżniczka Alexandra David-Neel. Z jej opisów wynikało, że niektóre z tych zdolności są rezultatem celowego szkolenia ezoterycznego, połączonego z utrzymaniem dyscypliny życia. Pewnego razu, podczas jednej z podróży po Himalajach, natknęła
się na trzech mnichów, zdolnych w transie pokonywać pieszo wielkie odległości. Zapewnili oni, że umiejętność ta ma swoje źródło w psychice, a nie w fizycznej mocy ciała: jest ona kwestią znajdowania się w odpowiednim stanie umysłu. David-Neel odbyła całe lata treningów buddyjskich i jogicznych w Himalajach po to, żeby zyskać osobiste doświadczenie
w dziedzinie zjawisk, które Zachodowi znane są jedynie z legend przynoszonych przez podróżników oraz z dawnych tekstów tjy betańskich. Po chińskiej inwazji na Tybet w 1950 r. Dalaj Lama emigrował do Indii, wraz z wieloma wiernymi. W 1981 r. zaprosił do siebie grupę naukowców, którzy pragnęli przeprowadzić badania naukowe na trzech spośród jego mnichów, biegłych w sztuce tumo. Badania odbywały się w mieście Upper Dharamsaia u stóp Himalajów, pod kierunkiem Herberta Ben sona, kardiologa i docenta z Harvard Medical School.

STAN TRANSU

Mimo laboratoryjnego otoczenia, trzech doświadczonych mnichów bez kłopotów osiągnięło stan głębokiej medytacji. Była to dla nich rutyna, wypraktykowana przez wiele lat. Benson i jego współpracownicy badali trzech mnichów, każdego z osobna. Okresy ich medytacji trwały od 40 do 80 minut, po których każdy miał 30 minut na odpoczynek. Co pięć minut naukowcy odczytywali wyniki pomiarów temperatury i pulsu. Temperatura odczytywana przez większość
ter mis torów dyskowych niewiele odbiegała od normy, ale termistory umieszczone na palcach rąk i nóg wykazywały znaczne zmiany. Jeden z mnichów zdołał zwiększyć temperaturę swego palca u ręki o 7,2°C, zaś palca u nogi o 5,9°C. Ciepłota palca innego mnicha wzrosła aż o 8,3°C. Był on zarazem jedynym z badanych, u którego stwierdzono znaczące różnice w szybkości bicia serca. Tuż przed wejściem w stan medytacji jego serce uderzało 90 razy na minutę. Pod koniec czasu przeznaczonego na odpoczynek szybkość spadła jednak do 60 uderzeń na minutę. Naukowcy stwierdzili też, że mnich potrafił wytwarzać zjawisko tumo gdy tylko usiadł, nawet bez przystępowania do medytacji.

NAGA MEDYTACJA

Wyniki uzyskane w Upper Dharamsaia były wystarczająco zdumiewające dla naukowców amerykańskich, lecz wypadały dosyć blado w porównaniu ze spektakularnymi osiągnięciami adeptów tumo, o których opowiadali podróżnicy wracający z Tybetu. W ramach swoistego egzaminu połączonego z zawodami niektórzy z młodych mnichów
spędzali całą noc, medytując nago na brzegu rzeki lub zamarzniętego jeziora. Pomocnik owija takiego ucznia w bawełniane nakrycia, które zamoczono wcześniej w lodowato zimnej wodzie. Ćwiczenia w medytacji tumo polegały na wysuszeniu tkaniny ciepłem własnego ciała. W miarę jak nakrycie wysycha, jest natychmiast zastępowane następnym, równie zimnym i mokrym jak poprzednie.
Niektórzy mnisi potrafili podobno wysuszyć 40 nakryć w ciągu jednej nocy. Podczas swej próby inicjacyjnej David-Neel zanurzyła się w lodowatym górskim strumieniu 3 tys. m nad poziomem morza i medytowała całą noc, nie wytarłszy się i nie nałożywszy ubrania. Oddani adepci powinni spędzić resztę życia nie nakładając nigdy ubrań z wełny ani z futra. Ponadto nie powinni się zbliżać do ognia, aby się ogrzać. Posługiwanie się jogą żaru było techniką bezcenną dla pustelników, którzy całymi latami mieszkali w jaskiniach lub kamiennych
schronieniach, na szczytach Himalajów. Jednak wzrost temperatury ciała jest tylko efektem ubocznym praktyki tumo. Prawdziwym celem medytacji, wymagającej długoletnich szkoleń i rytuałów, jest mistyczne pobudzenie ognia duchowego i osiągnięcia oświecenia umysłu.
Być może istnieje naukowe wyjaśnienie przynajmniej niektórych spośród niezwykłych zdolności mieszkańców Himalajów. Bez wątpienia większość naukowców gotowa jest uznać, że umysł wywiera bezpośredni wpływ na ciało. Lekarze wiedzą już, że stres lub wyobraźnia mogą być źródłem aż nadto rzecz) wis tych schorzeń psychosomatycznych
KONTROLA UMYSŁU

Ponadto znane są eksperymenty, podczas których udowodniono | możliwość wpływania na automatyczne czynności naszego organizmu, na przykład na zmienianie szybkości bicia serca lub nawet temperatury ciała, chociaż skala tych zmian nie była nawet w przybliżeniu tak duża, jak wyniki uzyskane wśród mnichów w Upper Dharamsala.

Benson jest zdania, że techniki stosowane przez mnichów mogą tłumaczyć relacje o hinduskich joginach, którzy po zakopaniu ich żywcem w ziemi potrafią przeżyć nawet kilka dni. „-Jogini utrzymują się przy życiu, znacznie obniżając tempo metabolizmu - do tego stopnia, że do oddychania wystarcza im tlen pobierany z gleby", twierdzi Benson.
Szeroko znane ćwiczenia oddechowe i techniki wizualizacji buddystów są interesującymi metodami kontrolowania ludzkiego ciała. Możemy sobie wyobrazić chorych na raka, którzy osiągają stan głębokiej medytacji i wytwarzają w umyśle obraz krwinek i przeciwciał atakujących nowotwór. Wiele alternatywnych metod leczenia raka już ucieka się do tego rodzaju terapii, w połączeniu z sesjami medytacji i radykalną zmianą diety. Samoleczenie jest pojęciem raczej nowym dla większości lekarzy z Zachodu. Adepci nauk mnichów tybetańskich dowiedli, że dla poszukujących dostępne są wszelkie nadzwyczajne moce. A czy ludzie z Zachodu będą potrafili posługiwać się tymi mocami bez wieloletnich treningów w wysokich partiach Himalajów, to już zupełnie inna historia.

Sputnik 1 Był to pionierski, pierwszy sztuczny satelita Ziemi.

W dniu 4 października 1957 r. Związek Radziecki wysłał za pomocą rakiety R7 pierwszy w historii sztuczny obiekt na orbitę Ziemi. Małego ku...