W czasie II wojny światowe] amerykańskie i brytyjskie służby specjalne pilnie poszukiwały nowych rodzajów broni, która przechyliłaby szalę zwycięstwa na stronę aliantów.
Niektóre pomysły były doprawdy niezwykłe. Brytyjscy stratedzy wpadli np. na pomysł wykorzystania w walce... kotów. Jak wiadomo, kot spada na cztery łapy.
Wiadomo też, że koty czują instynktowną niechęć do wody. Dlatego stratedzy doszli do wniosku, że mogłyby one stanowić doskonałe żywe bomby do zwalczania okrętów nieprzyjaciela. Planowali przytroczenie bomby do kota, a następnie zrzucenie zwierzaka z bombowca lecącego nad morzem. Aby uniknąć kąpieli, kot powinien sterować w stronę pokładu najbliższego okrętu. Takie kocie bomby miały być zrzucane z dużych wysokości, dzięki czemu bombowce aliantów pozostawałyby poza zasięgiem artylerii przeciwlotniczej nieprzyjaciela. Przeprowadzono nawet próbne „bombardowania".
Niestety koty zrzucane z wielkich wysokości po prostu zamarzały i - już martwe - bezwładnie wpadały do morza, nie dosięgnąwszy celu